Dzisiaj na tapecie „balkonowe pewniaki”, które pozwolą Wam zrealizować marzenie o pięknym oceanie kwiatów na balkonie i tarasie. Żeby włożyć minimum wysiłku i osiągnąć maksymalne efekty musimy podczas sadzenia roślin zastosować kilka sztuczek.
Co sadzić na balkonie
Dzisiaj na tapecie „balkonowe pewniaki”, które pozwolą Wam zrealizować marzenie o pięknym oceanie kwiatów na balkonie i tarasie. Żeby włożyć minimum wysiłku i osiągnąć maksymalne efekty musimy podczas sadzenia roślin zastosować kilka sztuczek.
Lampka do pokoju dziecka
Potwory mieszkają pod łóżkiem, czasem chowają się do szafy. Uwielbiają ciasne kąty, niewielkie zakamarki i wszelkie półki. Najlepszą bronią jest donośne MAMO! w środku nocy - to je zawsze skutecznie płoszy.
Kwietnik z mosiężnych rurek
Jak uniknąć zniszczenia…
Moje młodsze dziecko to w wielkim skrócie połączenie diabła tasmańskiego,
chaosu i zniszczenia, zamknięte w małym ciałku. Człowiek ten wyposażony został
przez naturę w niewyobrażalną słodycz, roześmiane oczka i mięciutkie ciałko,
które ma się ochotę co chwilę przytulać. To jednocześnie kilkanaście kilogramów
małego dewastatora, kulistego piorunu i energii, które wystarczyłoby na
obdzielenie kilku innych dwulatków. Jej rączki odrywają i rozdzierają, nóżki
uciekają a ząbki gryzą.
Jej potrzeba destrukcji i zniszczenia nie ogranicza się już
tylko do wysokości metra nad powierzchnią ziemi, doskonale radzi sobie też na wyższych
poziomach, gdzie czuje się równie dobrze co małpki w gałęziach drzew. Tak więc
wspina się, maluje, rozciera, kruszy, wywraca i biegnie dalej. Jedną z rzeczy
jaką postanowiłam wynieść na nieosiągalną dla niej wysokość jest kwiatek. To
tylko kwestia czasu , gdy zorientuje się, że na parapecie stoją naczynia wypełnione
cudownym, dającym się brudzić i rozsypywać surowcem – ziemią. Choć jeden niech
będzie bezpieczny. O pozostawieniu doniczki z kwiatem na ziemi już dawno
przestałam marzyć. Oczywiście względy bezpieczeństwa domowej flory, to tylko
efekt uboczny, osiągnięty po zrobieniu kwietnika, ale i tak dają okazję do
pomarudzenia na wyjątkowo sprytny okaz jakim obdarzyła mnie natura półtora roku temu.
Ale żeby nie było, że te małe rączki sieją tylko
zniszczenie, to dodam że mają też w zwyczaju hojnie obdarowywać przybyłych.
Ekipa, która nagrywała ze mną film dla Homebook, wróciła do domu bogatsza o
małą część mojej zastawy stołowej. Niech Wam służy!
Ot nagrałam filmik, wielkie mi mecyje! To skoro się to już stało, pokaże Wam co można zrobić z rurką, to znaczy z trzema rurkami i drutem. Co bardziej kreatywnym już wyobraźnia zaczęła pracować na niezdrowych obrotach. A ja upiększę trochę moje nagie ściany, domowej florze zgotowując mały rollercoaster.
KWIETNIK DIY
Do wykonania kwietnika, potrzebujemy kilku tanich elementów i cierpliwości w oczekiwaniu na kuriera:
- rurki mosiężne o średnicy 3mm sztuk 3 - dostępne na Allegro. Nie mam pojęcia do czego używa się ich w prawdziwym świecie, bo w blogowym doskonale nadają się do dyndania przy syficie.
- drucik mosiężny - i tu trochę przeaktorzyłam, bo spokojnie można zastąpić go żyłką i ograniczyć koszt wytworzenia do poziomu, którego nie powstydziłaby się Ikea,
- obcinak do rur - na stanie każdego marketu budowlanego, dla kobiet dodam, że w cenę zakupu mieszczącą się gdzieś pomiędzy najzwyklejszym balsamem a tanim podkładem do cery suchej, powinny wliczyć zdziwiony wzrok mężczyzn pracujących na dziale z hydrauliką,
- osłonkę na doniczkę - nie czarujmy się - każdy ma po jakimś wcześniejszym eksperymencie botanicznym zakończonym wyhodowaniem suchego wiechcia,
- i oczywiście najważniejsze - roślinkę, którą tam zawiesimy. Moja została zawieszona na wysokości, na której nie straszne już jej wyjadanie ziemi i posypywanie się nią przez moją młodszą córkę.
Wszystkie elementy gotowe? To odpalamy film i zaczynamy kroić rury. Oczywiście nie zapominajcie, że operator nie pokazuje jak się męczę z cięciem rurek na odpowiednią długość i w przypływie dobroci serca usuwa fragment, gdy drut pląta się, a ja jestem bliska załamania (serio, wybierzcie żyłkę).
Teraz już wiecie, co się dzieje w mózgu kobiety, gdy ta ma za dużo czasu (na nadmiar czasu nie narzekam, ale i tak moje neurony porozumiewają się tylko przy okazji potrzeby wymyślenia nowego DIY). W każdym razie kwiatek wisi, ja jestem zadowolona, a moja twarz jest już dostępna w bezmiarze informacyjnym internetu. Dajcie lajka na otuchę, ta dziwna swoboda, to tylko kilka fortunnie zmontowanych ujęć, zgrabnie niepokazujących mojego stresu. Internet kłamie! Kwietnik wisi.